Gdziekolwiek znajdziemy się na Wielkanoc – ja na przykład spędzę Swięta w walijskiej miejscowości Llareggub – polecam anglosaską zabawę Egg hunt. Chowamy jajka (czy to czekoladowe, czy to zrobione przez nas pisanki) w domu czy w ogrodzie, wręczamy uczestnikom zabawy koszyczki i wysyłamy ich na poszukiwanie.
Organizowane zabawy w okresie świątecznym w Londynie – Egg hunts in London. Najciekawsze z nich to na pewno poszukiwanie London Bridge Experience, gdzie zamiast jajeczek szukamy... obciętych głów różnych historycznych postaci.
Są jednak tacy pośród nas, którzy Swięta spędzą przed komputerem. Oni oczywiście mogą poszukiwać wirtualnych „jajek wielkanocnych”. Termin Easter eggs oznacza treści ukryte przez autora lub programistę, które czytelnicy zauważą – lub nie.
I tak – jeżeli wejdziemy na Google Maps i wpiszemy, że chcemy udać się pieszo z Nowego Jorku do Tokio, dostaniemy wierną trasę ze wschodu na zachód: ulica po ulicy, droga po drodze, a gdy znajdziemy się nad oceanem – tu dowcipny autor wpisał „kajakiem przez Pacyfik” (pod numerem 700). Są też w Google Maps nieistniejące ulice czy drogi, ale tu nie zawsze jest jasne, czy to są prawdziwe „pisanki”, czyli psikusy, czy też pomyłki spowodowane np. faktem, że droga była zaplanowana, ale nigdy nie została zbudowana. Bo Easter eggs muszą być umieszczone celowo. Czyli różne, nieraz pikantne szczegóły w Street View, np. sąsiad leży pijany przed domem – to może i jaja, ale nie wielkanocne.
A jeżeli wejdziemy na kalkulator Google, wpiszemy polskie słowo „potrzebie” i naciśniemy znak „równa się” wyjdzie nam jednostka miary: potrzebie, która równa się 2.2633 milimetry. Skąd taka dziwna „jednostka”? Otóż amerykańscy programiści Google są wychowani na kultowym satyrycznym magazynie Mad, który zaczął wychodzić w 1952 roku. Jeden z jego założycieli , Harvey Kurtzman, zapytany w liście od czytelnika, co znaczy słowo „furschlugginer” (słowo o korzeniach jidisz używane w tym magazynie w znaczeniu „taki-owaki”) odpowiedział z całą powagą: To samo, co „potrzebie”.
Bo takie miał absurdalne poczucie humoru. Samo słowo zafascynowało go, gdy przeczytał ulotkę aspiryny w kilku językach. Wykonał „cut, copy and paste” dosłownie, bo wyciął słowo z ulotki i zaczął wklejać gdzie popadło między inne słowa w artykułach w magazynie Mad. „Potrzebie”, używane w absolutnym odłączeniu od swojego znaczenia, wkrótce stało się słowem kultowym. Wymawiane najczęściej „poterebi” dochowało się „Systemu miar i wag Potrzebie” (jedna jednostka „potrzebie” to grubość magazynu Mad), melodii jazzowej, było hasłem domyślnym w grach i żyje do dziś dzień w kalkulatorze Google’a. Typowe „jajko wielkanocne”, bo nie ma żadnej potrzeby (!), by go tam umieszczać!
Uśmiać się też można wpisując do wyszukiwarki Google hasło „Chuck Norris” (amerykański aktor i mistrz karate). Przy „Search” dostajemy „wybór”: szukaj w sieci, szukaj w brodzie Chucka Norrisa. Potem wyszukiwarka nam „odmawia” Chuck Norris: Google won’t search for Chuck Norris because it knows you don’t find Chuck Norris, he finds you. Ty nie znajdziesz Norrisa, on cię znajdzie!
Lecz wróćmy do wyszukiwarki Google i jej żarcików. Jeżeli w wyszukiwarkę wpiszemy „once in a blue moon” (idiom o znaczeniu: bardzo rzadko) wyjdzie nam następująca "liczba".
Ewentualnie można też wpisać do wyszukiwarki „klingon-google”. Wyszukiwarka zaczyna wtedy pisać w fikcyjnym języku z kultowej serii Star Trek: Klingon.
Reszta żarcików Google’a – no bo nie ma czasu na więcej - pozostanie pewnie ukryta przed oczami internautów.